Rejs: Zalew Wiślany po latach
Kiedy pięć lat temu pierwszy raz pływałem po Zalewie Wiślanym został mi w pamięci obraz dużego, wymagającego żeglarsko akwenu i spory niedosyt dotyczący infrastruktury portowej – relacja pod linkiem: http://www.mariway.pl/rejs-meski-2011-zalew-wislany/. Jadąc z przyjaciółmi i rodziną na tzw. weekend Bożego Ciała miałem duży znak zapytania – jak aktualnie wygląda żeglarska i turystyczna baza nad zalewem?
Zacznę od portu Nowa Pasłęka w którym rozpoczynaliśmy rejs. Przez klika lat działała tu przystań jachtowa Dom Rybaka prowadzona przez Ryśka Dodę, aktualnie budynek i teren w którym były toalety, restauracja, wiata na ognisko itd., został kupiony przez Straż Graniczną i jest niedostępny dla żeglarzy. W zamian lub w międzyczasie powstała w ramach projektu Pętla Żuławska – w większości sponsorowanego przez UE – betonowa keja i budynek socjalny (toalety i umywalki) oraz miejsca parkingowe. Keja jak na współczesne warunki jest skromna acz porządna, nadal brakuje kontenera prysznicowego oraz stanowisk z energią elektryczną i wodą – woda jest dostępna z hydrantu PPoż. Na co dzień stacjonują tu tylko jednostki rezydenckie, tłoku nie ma. Kiedy już zaplanuje się wyjście z portu, czy bardziej z rzeki Pasłęka na zalew trzeba pamiętać o zagrożeniu wejścia na mieliznę. Jest to rozległe wypłycenie o głębokości ok. 0,6 metra bez szans na ominięcie – trzeba zawczasu podnieść miecz i poluzować kontrafał płetwy sterowej. A nuż się uda nie stanąć… potem nawigujemy pomiędzy tyczkami, które ustawili lokalni żeglarze, brakuje bojek podejściowych jakie występują na forwaterach wszystkich pozostałych portów zalewu.
Żegluga po samym zalewie odbywa się za pomocą bojek szlakowych dobrze utrzymanych i widocznych, których warto się trzymać z racji pewności głębokości i braku w ich pobliżu sieci rybackich. Można oczywiście nawigować z dala od nich ale wtedy warto często kontrolować swoją pozycję z mapą jaką otrzymuje każdy żeglarz od bosmana zarządzającego przystanią czy portem. To przydatny gadżet pokazujący cały szlak Pętli Żuławskiej.
Wiatr wiejący w rufę zaprowadził nas do Kątów Rybackich, z Pasłęki to 22 mile morskie. Płynęliśmy 6 godzin pod koniec wspierając się silnikiem. Do portu prowadzą 3 boje podejściowe, wejście jest szerokie ale nie osłonięte. Zaraz po lewej znajduje się pomost pływający z Y-bomami na około 20 jachtów – to nowa infrastruktura zrobiona w ramach wspomnianej już Pętli. My stanęliśmy w basenie rybackim along side aby mieć bliżej najbliższego baru, który nie miał wiele do zaoferowania kulinarnie i w kwestii napojów chłodzących. Niestety spotkało nas również inne rozczarowanie, piękny budynek sanitarny zamykany jest o godzinie 19.00 i do 7.00 nie ma dostępu do toalet (cena 2 zł) oraz pryszniców (cena 8 zł). Nikt nie przewidział, że wieczorem też się chce siu… Generalnie miłe miejsce z potencjałem ale trzeba być w 100% przygotowanym na samowystarczalność. Plusem było to, że nikt nie zbierał opłat portowych i można odwiedzić Muzeum Zalewu Wiślanego.
Kolejny dzień spędziliśmy nieco mniej żeglarsko a bardziej towarzysko z racji frontów burzowych jakie przewalały się po niebie. Odwiedziliśmy Krynicę Morską, również port w ostatnim czasie odnowiony i przebudowany, wchodzący w skład przystani Pętli Żuławskiej. Port jest duży ma stanowiska z Y-bomami i keje do parkowania along side, tego dnia był bardzo zatłoczony – 300 zawodników startowało w pucharze juniorów PZŻ. Infrastruktura jest nowa, prąd, woda na kei, budynek socjalny czynny 24 h, prysznice do 20.00, nie jest to może szczyt ergonomii planisty (tylko trzy WC na płeć) ale działa i utrzymany jest na wysoki połysk. Miłym akcentem są pracownicy bosmanatu, którzy sami przychodzą na keje informują o zasadach postoju i są bardzo pomocni. Cennik za łódkę jest liczony od długości kadłuba plus pobytowe za osobę. W to wchodzi wszystko i prysznice, i toalety bez ograniczeń oraz prąd. Za jacht 28 stopowy i sześciu członków załogi zapłaciliśmy 55 zł. Krynica to typowy „kurort” z dużą ilością letników, na szczęście z roku na rok pięknieje. My udaliśmy się na spacer zakończony wypoczynkiem na plaży. Tu też zaszły zmiany, powstały miłe funkcjonalne bary wkomponowane w morski pejzaż i toalety. Reszta przyjemności uzależniona jest od osobistych preferencji.
Plan na sobotę mieliśmy prosty, stanąć w Tolkmicku i obejrzeć finał ligi mistrzów w piłce nożnej. Ponieważ dzień długi a i pogoda żeglarska była, to popłynęliśmy na rybkę do Fromborka. To około 2 godzin żeglowania z Krynicy przy korzystnym kursie. Miasto Kopernika wyładniało w przeciwieństwie do portu, który nadal jest ubogi i niezmieniony od lat, samo podanie cum kosztuje 10 zł. Wycieczka po wzgórzu katedralnym, parku i mini rynku zajmuje nie więcej niż 1,5 godziny. Więcej czeka się w zatłoczony dzień w restauracji rybnej…
Po rozprostowaniu nóg i posiłku ruszyliśmy do Tolkmicka. To kolejny port na szlaku gdzie unijne pieniądze dokonały przemiany. Widać to doskonale w porcie, który korzystając z różnych dotacji zw. z rybołówstwem i żeglarstwem zmienił swe oblicze z bazy rybackiej na przyjemny duży port dla różnych jednostek. Niestety tylko to co zmieściło się w dotacji przebudowano, reszta starej po PRL-owskiej szarzyzny straszy. Z istotnych dla żeglarzy informacji ważne są opłaty: cumowanie z prądem na 10 h kosztuje 60 zł, za prysznice na żetony płaci się oddzielnie. Ale w rekompensacie można skorzystać np. z darmowej biblioteki, precyzyjniej kilku książkowego zbioru jaki jest w bosmanacie. Tolkmicko to senne miasteczko, smutnie wyglądające z powodu „wygaszania” rybołówstwa na zalewie. Mimo to port warto odwiedzić.
Powrót do Nowej Pasłęki na żaglach zajmuje kilka godzin, to pół zalewu do przepłynięcia. Mimo, że starasz się trzymać kurs często zdarza się zmienić plan z powodu licznie rozstawionych sieci rybackich. Najważniejsze jednak jest co innego – pewna zmyła. Płynąc od strony Fromborka czy Krynicy kiedy już wydaje się, że widzisz ujście rzeki i korytarz do portu zauważasz kanał podejścia – boje czerwone i zielone tworzące drogę zakończoną zieloną głowicą portu. Skręcasz i płyniesz niestety w pułapkę, bo jest to jak najbardziej prawidłowo oznakowane podejście, ale kończy się wielką płycizną i zatopionymi, niebezpiecznymi fragmentami falochronu starego portu w Pasłęce. A dlaczego tak jest, że stare podejście jest oznakowane a nowe do czynnego portu nie? Wie to tylko Urząd Morski, lokalni żeglarze mówią, że to efekt tego, że na mapach nadal on występuje a nowy niestety nie został naniesiony i proceduralnie nie ma oznakowania. Może nowa siedziba Straży Granicznej spowoduje, że pojawią się boje torowe i zniknie wypłycenie, które jest efektem nanoszenia przez rzekę materiału dennego.
Generalnie 4 dniowy wypad nad Zalew Wiślany to udane połączenie żeglarstwa i turystyki. Jest coraz lepiej i ciekawiej dla żeglarzy a przecież we wszystkich portach jeszcze nie byliśmy.
Tags: Zalew Wiślany