Rejs: jezioro Rajgrodzkie. Nieodkryte i warte polecenia.
Nareszcie przyszedł długo oczekiwany wrześniowy piątek. Wieczorem mieliśmy zjawić się na przystani w Rajgrodzie, aby odebrać wiekowego Morsa GT, którym to postanowiliśmy popływać weekendowo po jeziorze Rajgrodzkim. To urokliwe jezioro przypominające trochę Jeziorak położone jest w północno wschodniej części Polski. Jest jednym z niewielu miejsc nieodkrytych szerzej przez żeglarzy, co z pewnością doceniają ci którzy nie przepadają za tłumem.
Przystań „Arcus” gdzie odbieraliśmy łódkę jest fajnie urządzonym żeglarsko i odremontowanym miejscem. Panuje tu naprawdę bardzo serdeczna, niemal rodzinna atmosfera. Z pewnością jest to zasługa szefa przystani, który stworzył klub posiadający prawdziwą duszę. Prawdę mówiąc rzadko można teraz trafić na miejsce w którym od „pieniądza” ważniejsza jest przyjaźń i żeglarski klimat. Arcus to właśnie taki klub – prowadzony w zdecydowanie starym duchu, pełen pasji do żagli. Przyjemność sprawia już samo przebywanie w nim i możliwość rozmowy z innymi żeglarzami. Trochę jak w starych szantach.
Łódkę odebraliśmy późnym wieczorem. Zaskoczyła nas troskliwość Komandora klubu, który zaproponował, że gdyby było nam zimno, to da nam gratisowo pokój w budynku klubu. Miłe, nie? Spragnieni jachtowej koi grzecznie odmówiliśmy i poszliśmy jednak na łódkę.
Sobota przywitała nas pięknym słońcem. Zresztą słoneczna pogoda miała utrzymać się przez cały weekend. Niestety dla nas zapowiadano bardzo słaby wiatr, co niestety później się potwierdziło. Po śniadaniu postanowiliśmy zwiedzić Rajgród. Krótka wycieczka po mieście wprawiła nas w olewczo-wyluzowany nastrój. Spacer zakończyliśmy w miejscu, gdzie przed wiekami stał gród. Jest to cypel, na końcu którego jest wzniesienie z którego roztacza się piękny widok na jezioro. Po powrocie na łódkę zabraliśmy się za taklowanie. Wypłynęliśmy około godziny 11.00. Wiała „jedynka”, więc nie mogliśmy sprawdzić możliwości Morsa. Łódka nasza, pomimo słabego wiatru zaskakująco szybko płynęła. Jednak i tak przez dobrych kilkadziesiąt minut wciąż ciągle widzieliśmy wieże kościoła w Rajgrodzie…
Jezioro Rajgrodzkie ma kształt gwiazdy, czy jak kto woli pająka. Tworzą go cztery długie „ramiona”, spotykające się w środku. Po dopłynięciu do tego „skrzyżowania” skręciliśmy w zatokę zwaną jeziorem Przepiórka. Brzegi są słabo zalesione, otaczają je łąki i pola. Dopłynęliśmy do samego końca i w miejscu gdzie rzeka Przepiórka wpada do jeziora zawróciliśmy. Po drodze zjedliśmy pyszny obiad. Przy okazji mieliśmy możliwość przyjrzeć się dokładniej łódce. Warto jej poświęcić kilka słów. Klub Arcus posiada dwie takie bliźniacze żaglówki. Te konkretne Morsy zostały zbudowane pod koniec lat siedemdziesiątych (lub na początku osiemdziesiątych) przez młodych żeglarzy. Przez długie miesiące sami wszystko wykańczali i upiększali. Wymagają one teraz odnowienia, jednak do dzisiaj widać dokładność wykonania i jakość wykorzystanych materiałów.
Noc z soboty na niedzielę postanowiliśmy spędzić na jeziorze Stackim (kolejne „remię” Rajgrodzkiego). To właśnie tam skierowaliśmy się po opuszczeniu wód jez. Przepiórka. Razem z nami w tym samym kierunku zmierzały jeszcze 2 czy 3 łódki. Około 17.00 zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na nocleg. Jednak z minuty na minutę wiatr stawał się coraz słabszy, postanowiliśmy więc nie wybrzydzać i stanąć gdziekolwiek. Mieliśmy szczęście – miejsce gdzie stanęliśmy okazało się bardzo fajne. Żaglówka nie miała silnika, więc gdyby flauta zastała nas na środku jeziora, to musielibyśmy pagajować, a tego woleliśmy uniknąć, gdyż olewczo-wyluzowany nastrój, który mieliśmy od porannego spaceru trzymał się nas mocno. My jednak „jechaliśmy na farcie” i na ostatnich podmuchach wiatru dobiliśmy do brzegu. Zjedliśmy kolację i zalegliśmy na pokładzie gapiąc się w przepiękne jezioro. Tak też zastała nas noc.
Niedzielny poranek był równie piękny jak sobotni. I równie bezwietrzny… Po śniadaniu dopłynęliśmy do końca jeziora Stackiego, następnie zawróciliśmy i popłynęliśmy w stronę zatoki Czarnowiejskiej. W tamtej części Rajgrodzkiego jest najwięcej ośrodków wczasowych, więc jest tu dość gwarnie. Około godziny 14.00 postanowiliśmy zawrócić do przystani Arcus aby oddać łódkę. Martwiliśmy się, żebyśmy nie dopłynęli zbyt późno. Wiało bardzo słabo, a czekało nas jeszcze kilka godzin płynięcia. Pan Komandor z Arcusa obiecał co prawda, że gdyby nie było wiatru, to wypłynie po nas motorówką (miłe, nie?), lecz nie chcieliśmy nadużywać jego serdeczności – woleliśmy wrócić sami. Po drodze na moment wiatr przestał zupełnie wiać i zrobiło się niemiłosiernie gorąco. Stanęliśmy więc przy brzegu i wykąpaliśmy się.
Po jakimś czasie udało się nam jakoś dopłynąć do „skrzyżowania”, gdzie jest więcej otwartej przestrzeni i wiatr był tu nieco silniejszy. To pozwoliło nam dopłynąć pod żaglami aż do samego pomostu przystani. I tu skończyła się nasza Rajgrodzka przygoda. Pan Komandor zaprosił nas zimą na bojery, także pewnie wrócimy tu jeszcze.
Na zakończenie kilka słów o szlaku żeglarskim. Rajgrodzkie jest na tyle duże, że spokojnie można tu przyjechać na weekendowe pływanie. Jest gdzie żeglować, nikomu nie będzie się nudziło. Jeżeli będzie słabo wiało, to pewnie w ciągu dwóch dni nie zdoła się wszędzie dopłynąć. Słyszałem o planach, żeby połączyć to jezioro z Wielkimi Jeziorami Mazurskimi. Myślę, że to zbyt kosztowna inwestycja i pewnie pozostanie w sferze planów i zapowiedzi, tych czy innych kandydatów do władz lokalnych. Myślę, że sensowniejsze (i mniej kosztowne) byłoby utworzenie połączeń żeglarskich z innymi jeziorami w tej okolicy. Ułatwiłyby to już istniejące rzeki. Należałoby jednak zbudować kilka śluz i użeglowić rzeki. W ten sposób można by uzyskać połączenie z jez. Dręstwo (na wschodzie) i Selmęt Wielki oraz Ełckim (płn-zach). Utworzony byłby kompleks, który świetnie by się nadawał do tygodniowych rejsów i stałby się ciekawą alternatywą dla jezior mazurskich. Cóż, marzenia…
Tags: Rajgrodzkie