Rejs: Gdańsk – Bornholm – Gdańsk

Napisany przez Michał Kwiatkowski. Opublikowane w Morza i oceany

Bornholm wybrzeze przy svanekePlanując ten rejs mieliśmy dwa cele: po pierwsze – pożeglować, pobyć jak najdłużej na morzu; po drugie – zobaczyć i pozwiedzać wyspę, o której słyszeliśmy, że jest bardzo ładna. Pierwszy cel udało się zrealizować z połowiczną satysfakcją, ponieważ w drodze powrotnej była flauta i jechaliśmy na silniku. Drugi cel zrealizowaliśmy w 100% – nawiązując z przymrużeniem oka do słów inżyniera Mamonia: „aż dziw bierze, że nie wzorują się na zagranicznych”. Po prostu jest tam tak fajnie, że trudno się do czegokolwiek przyczepić.

Na ten bałtycki rejs wybraliśmy jacht Delphia 37 z Górek Zachodnich (obok Gdańska). Był to doskonały strzał. Żaglówka była rewelacyjnie wyposażona. Zarówno żeglarsko, jak i turystycznie. W zasadzie było na niej wszystko poza sztormiakami. Jacht urządzony „z głową”, jakby ktoś to robił dla siebie i nie żałował „kapuchy”. Na wodzie też zachowywał się bardzo dobrze. Przynajmniej w wiatrach do 6 Beauforta. Nie była to może najtańsza opcja (6750zł/tydzień), ale ponieważ było 6 członków załogi, to jakoś daliśmy radę.

W innych artykułach wspominałem, ale przy tej okazji jeszcze powtórzę, że na polskim wybrzeżu jest bardzo mały wybór fajnych łódek pełnomorskich. Najwięcej jest ich w Górkach Zachodnich i w okolicach zalewu Szczecińskiego.

Rejs na Bornholm to bardzo fajna wycieczka. W jedną stronę z Gdańska zajmuje około 48 godzin (przy założeniu że średnio płynie się w okolicach 5 węzłów). Przelot tej długości jest dość ekscytującym doświadczeniem (oczywiście dla tych żeglarzy, którzy tak jak ja, zaczynają przygodę z morzem). Na miejscu trzeba się przygotować na spore wydatki ponieważ ceny na Bornholmie są kosmiczne. Dla przykładu: 4, czy 5 lampek bardzo przeciętnego wina oraz dwa pospolite cygara kosztowały w przeliczeniu ponad 200 zł. Tym wszystkim, którzy się tam wybierają proponuję po prostu nie przeliczać. Tylko korzystać, zwiedzać, ale nie przeliczać na złotówki.

Poza tym Bornholm jest bardzo ładny. Wszystkie budynki, nawet te najstarsze, wyglądają dokładnie tak, jakby przed chwilą ktoś poddał je remontowi generalnemu i przy okazji zrobił porządek ze wszystkim, nie wyłączając ogrodu i ogrodzenia. Jest przy tym bardzo kameralnie i klimatycznie. A propos klimatu: jest on tu bardzo łagodny, więc jest sporo roślinności niespotykanej u nas (choć to tylko kilkadziesiąt kilometrów od polskiego wybrzeża). Należy zabrać kartę kredytową (lub korony duńskie), gdyż w większości portów opłaty dokonywane są w specjalnych automatach – koszt około 100 – 120 koron/doba/jacht.

Dzień pierwszy 21.07.2012 (sobota) / Górki Zachodnie

Zaokrętowaliśmy się wczesnym popołudniem i po zjedzeniu obiadu w restauracji portowej wypłynęliśmy. Po opuszczeniu Zatoki Gdańskiej obraliśmy kurs bezpośrednio na Bornholm. Wiało słabo, może 2 Beauforta. Kolega wyciągnął specjalnie na ten moment zakupioną „chrzanówkę”, aby symbolicznie przywitać się z morzem. Trochę pogadaliśmy, obejrzeliśmy dokładniej jacht i popatrzyliśmy jak działają jego różne urządzenia. Potem na deku została wachta, a reszta zeszła do swoich koi.

Dzień drugi, 22.07.2012 (niedziela)

Płyniemy. Wieje słabo, ale po południu zaczyna się rozwiewać… Mimo to wpadamy w klasyczną monotonię rejsu. Godzina mija za godziną. Trochę gadamy. Zjemy coś co jakiś czas. Trochę pośpimy. Jakieś zdjęcia robimy. Wieczorem wieje około 4-5 Beauforta, przy czym wiatr odkręca na bardziej zachodni, więc dalsza część drogi to halsówka. Mamy awarię rolfoka, dalszą część trasy, a w zasadzie resztę rejsu, pokonamy na genule.

Dzień trzeci, 23.07.2012 (poniedziałek)

Płyniemy. Wieje coraz lepiej, około 6 Beauforta. Fale też się rozpędzają powoli. Około południa po raz pierwszy dostrzegamy Bornholm. Po południu docieramy do Svaneke w południowo-wschodniej części Bornholmu. To stosunkowo mały port. Udaje nam się znaleźć jakieś miejsce. Kapitanat jest czynny tylko w określonych godzinach, dlatego też wcześniej nie odpowiadali, gdy wywoływaliśmy ich przez radio. Po zapłaceniu za postój w automacie, otrzymaliśmy też kod do sanitariatów, mogliśmy więc zrobić się na bóstwa. Svaneke to urocza miejscowość. Dość cicha i kameralna. Wieczorem ruch praktycznie zanika. Jak w większości miejscowości nadmorskich Bornholmu są tu stare wędzarnie. Polecam je miłośnikom ryb. Poza śledziami (reklamowanymi w przewodnikach) są oczywiście też inne gatunki (byczków i krąpi niestety brak).

Po obejrzeniu miasta i jego wędzarni wróciliśmy na jacht, gdzie przy „oranżadce” posiedzieliśmy troszkę.

Dzień czwarty, 24.07.2012 (wtorek)

Po śniadaniu postanowiliśmy ustalić w kapitanacie, czy możliwa jest naprawa rolfoka, który to zepsuł się w drodze na wyspę. Pracownicy byli bardzo mili i życzliwi. Wyjątkowo przejęli się naszą sprawą. Konsultowali temat w innych portach, nawet dzwonili do szwedzkiego dystrybutora sprzętu. Niestety nie udało się usunąć usterki, ale byliśmy wyjątkowo mile zaskoczeni ich uczynnością. Przed południem zatankowaliśmy i wypłynęliśmy w stronę archipelagu Christianso. Pogoda była raczej plażowa niż żeglarska, więc tę niewielką odległość pokonaliśmy w spacerowym tempie. Port jest bardzo niewielki, więc pół godziny szukaliśmy odpowiedniego miejsca. Christianso to kilka wysp, które kiedyś pełniły głównie funkcję militarną. Teraz to głównie miejsce turystyczne. Bardzo polecam odwiedzenie tego miejsca. Leniwy spacer wraz z foto sesją zajmie około 2 godzin. Przypływają tu co prawda promy z turystami, więc bywa tłoczno, ale naprawdę warto tu zawitać. Wyjątkowo malownicze są małe gospodarstwa, nie wiem czy zamieszkane na stałe, czy sezonowo.

Wydaje mi się, że miejsce to ma szczególny klimat wieczorem, kiedy odpłyną promy z turystami. Warto zatrzymać się tu na noc. My po zjedzeniu obiadu ruszyliśmy w stronę miejscowości Gudhjem na Bornholmie. Po dwóch godzinach wpływamy do portu. Miejsca oczywiście mało, kapitanat oczywiście zamknięty. Za postój zapłaciliśmy w automacie – oczywiście.

Po obiadokolacji, którą podano na jachcie, pada komenda „w miasto”. Chcieliśmy też ciut zaimprezować. Nie ma sensu pisać o tym jakie ładne jest Gudhjem i że warto je zobaczyć. Po prostu podczas naszego całego pobytu na wyspie nie widzieliśmy brzydkiego miejsca. „Aż dziw bierze, że nie wzorują się na zagranicznych”. Późnym wieczorem leniwy do tej pory port zapełnił się imprezowiczami, zagrał jakiś bluesowy zespół (śpiewający o „czarnych murzynach na plantacji bawełny, którzy ładują bawełnę do koszyczków”). Po prostu genialna prywatka.

Dzień piąty, 25.07.2012 (środa)

Tego dnia zamiast pływania, zaplanowaliśmy wycieczkę rowerową. Znaleźliśmy wypożyczalnię i wybraliśmy sprzęt, to był taki Tour de Pologne na obcej ziemi. Pojechaliśmy w stronę Allinge i dalej aż na północny cypel. Drogę powrotną wybraliśmy przez bardziej centralną część wyspy, żeby zobaczyć jak jest gdzieś dalej od morza. Warto jednak nadmienić, że wycieczka, która zajęła około 6 godzin bardzo nas zmęczyła, gdyż Bornhom jest pagórkowaty, „zielona koszulka górala” należała się wszystkim. Bo oprócz miłych zjazdów mamy też sporo podjazdów, które po kilku godzinach jazdy stają się męczące. Dobrze ze nie były to premie górskie…

Po powrocie do Gudhjem i oddaniu rowerów zrobiliśmy niezbędne zakupy i wypłynęliśmy w stronę Gdańska. Był to już wieczór. Wiatru zero. Nie było więc sensu stawiania żagli, czekały nas żagle motorowodne.

Dzień szósty, 26.07.2012 (czwartek)

W nocy nie wieje. Próbowaliśmy co jakiś czas płynąć na żaglach, ale bez pomocy „diesel grota” nie było efektów, bo prędkość spadała do 2 węzłów. W ciągu dnia wciąż cisza. Płyniemy, gadamy, jemy. Ja znajduję w bibliotece jachtu książki o wyprawie Baranowskiego na „Polonezie” i przygody żeglarzy walczących na zimnych wodach. Brak emocji żeglarskich w rzeczywistości, zastępuję lekturą. Dzień mija równie leniwie jak się zaczął.

Dzień siódmy, 27.07.2012 (piątek)

Nudy ciąg dalszy. Wiatru prawie nie ma. Około południa dopływamy do Sopotu. Tutaj oczywiście obowiązkowy Powolny Obchód Miasta (POM). Po południu wypływamy w stronę Gdańskiej mariny. Po wpłynięciu na Motławę zachwycamy się portowymi klimatami. Wielkie statki w porównaniu z naszą „łupiną” robią wrażenie. Po godzinie dopływamy do mariny, gdzie udaje nam się znaleźć jedno z ostatnich wolnych miejsc. A w Gdańsku oczywiście prywatka! Parę „radiowozów milicyjnych” o pojemności 50ml przyjechało do nas już podczas obiadu w indyjskiej knajpie. Wieczorem udaliśmy się do klimatycznej tawerny znajdującej się na wyspie obok mariny. Niestety była otwarta tylko do 23.00. Prywatkę dokończyliśmy więc na jachcie.

Dzień ósmy, 28.07.2012 (sobota)

O 06.00 wypływamy z Gdańska. Bez przeszkód docieramy do Górek Zachodnich, gdzie kończymy rejs. Awaria rolfoka kosztowała nas 500 zł.

Czekamy też na nominacje do Oscara za relację video z naszego rejsu. Oczywiście we wszystkich kategoriach, może poza „główna rola kobieca” https://www.youtube.com/watch?v=EfJopdpgqFU

Podsumowanie

Bornholm powinien być miejscem obowiązkowym dla żeglarzy. Dla tych lubiących dłuższe przeloty, proponuję rozpocząć rejs w Gdańsku. Ci którzy chcą więcej czasu poświęcić na zwiedzanie (zakładając że rejs trwa tydzień), polecam start z okolic Szczecina.

Warto wypożyczyć rowery, wtedy można poznać więcej miejsc na wyspie.

Żałuję że nie mieliśmy więcej czasu na to, aby opłynąć całą wyspę i poznać inne porty. Może uda się następnym razem?

Be Sociable, Share!

Tags: , ,