Jachtowa kuchnia morska
Planując rejs morski oprócz licznych przygotowań natury nawigacyjnej, logistycznej i sprzętowej, należy również pochylić się nas zaopatrzeniem kambuza w adekwatne do potrzeb wiktuały i napitki. Zapewne każdy ma „jakąś” swoją metodę, ja opisze Wam nasze ostatnie przygotowania do 7-dniowego rejsu Jastarnia – Gotland – Jastarnia.
Zaopatrzenie kuchni powinno być adekwatne do ilości załogantów, planowanej trasy rejsu, czyli ilości dni spędzonych na morzu, odwiedzonych portów i tzw. przelotów, a także jak to było ostatnio, miejsca / kraju do którego się płynie. Szwecja jak wiemy do najtańszych krajów europejskich nie należy, więc lepiej i prościej (taniej) jest zabrać z kraju odpowiednie produkty i napoje. Znając już plan rejsu wiedziałem czego potrzebujemy, aby nie paść z głodu i pragnienia… Listę kambuzową oparłem o wcześniejsze doświadczenia z rejsu po Wyspach Kanaryjskich, jednakże mocno ją zmodyfikowałem pod aktualne potrzeby. Po pierwsze mieliśmy tym razem dłuższe wielogodzinne przeloty, mniej portów do odwiedzenia i inne warunki pogodowe niż te zwyczajowo występujące na Kanarach w marcu. Po drugie znając już pewne preferencje załogi mogłem „żonglować menu”. Po trzecie nauczony doświadczeniem zrezygnowałem z części prowiantu i ograniczyłem ilości zakupionej spożywki.
Zakupy z racji różnych perturbacji transportowych postanowiłem zrobić na miejscu w domu, a nie w Jastarni czy Władku, gdzie też znajduje się klika supermarketów i można bezproblemowo zaopatrzyć się we wszystkie potrzebne artykuły. I tu ważna uwaga. Objętościowo prowiant dla 9 osobowej załogi na tygodniowy rejs to około 5 – 6 dużych wózków sklepowych lub cały bagażnik Opla Insygnia + 2 tylne miejsca. Warto rozważyć jak z tymi zakupami latać przed rejsem i ile czasu zajmie samo wybieranie i kupowanie towaru… Uważam, że jeśli można wcześniej zrobić zakupy, następnie zmagazynować prowiant i spakować w jeden środek transportu tym lepiej. Na miejscu przed rejsem pozostaje nam już tylko przenoszenie i sztauowanie prowiantu. Nie tracimy minimum 3 godzin na zakupy.
Co kupić? Róg obfitości jest nieograniczony. Załączam do materiału naszą listę kambuzową oraz propozycje obiadów – tam znajdziecie wszystko. Pragnę zwrócić tylko Waszą uwagę na kilka istotnych aspektów odwołując się do praktyki:
1. Śniadania na ciepło / to kluczowy posiłek dnia. Jak się najesz, nasycisz i rozgrzejesz to dzień wachtowy mija przyjemniej. My preferowaliśmy jaja i parówki. Gorzej było podczas kursów ostrych, kiedy gotowanie nawet na kardanie (urządzenie utrzymujące kuchenkę w poziomie) nie jest wielką frajdą. Wtedy uruchamialiśmy suchy prowiant.
2. Porcje obiadowe. Zaplanowałem 4 obiady + jeden rezerwowy. Każda wachta kambuzowa otrzymała spis co jemy i którego dnia, tak aby w międzyczasie ważne półprodukty obiadu nam nie zniknęły bezpowrotnie.
3. Zupki / gorące kubki, itp. Tego w tym rejsie nie doszacowałem, a to ważny element prowiantu. Pomny doświadczeń z innych rejsów przydziałowo zakupiłem po 2 zupki. Okazało się, że w nocnej żegludze kiedy zimno, straszno i o 4 nad ranem chce się coś przekąsić, to wtedy zupka okazuje się świetnym daniem. Następnym razem weźmiemy dużo więcej tego towaru, koszt żaden w stosunku do przewidywanych efektów.
4. Warzywa i owoce. Mieliśmy świeże – wszak to już wiosna była. Dobrze się przechowują i długo pozostają jadalne w przeciwieństwie do paczkowanych warzyw, które można kupić, ale tylko w dniu rejsu i należy je zjeść jak najszybciej. Mimo przechowywania w lodówce, szybko klapcieją. Nasza rukola wylądowała w koszu. Mieliśmy też doniczkową bazylię i to był strzał w dziesiątkę. Przetrwała cały rejs w świetnym stanie.
5. Przekąski i słodkości. I tu także mogło być bardziej na bogato. Oprócz gorzkiej czekolady pomagającej zwalczać chorobę morską mieliśmy batony, ciasteczka maślane i orzeszki rożnej maści.
Z biegiem rejsu prowiant się kurczył. Najwięcej zostało paczkowanej wędliny, serów i trochę konserw. Jedliśmy tylko na łódce, nie licząc jednej kolacji w Gdyni. Chleb zabrany na cały rejs z Polski do końca był smaczny i zjadliwy.
Na koniec uwaga związana ze sztauowaniem prowiantu – dobrze jeśli nadzoruje to osoba która robiła zakupy. Dlaczego? Ponieważ znając cały prowiant (zakupy) i jego zmagazynowanie w łódce później szybko jest w stanie podać gdzie co znaleźć i w jakiej ilości występuje. A gotowanie i posiłkowanie na jachcie przy sprzyjających warunkach pogodowych to sama przyjemność. Pamiętać należy, że „łańcuch pokarmowy” zaczyna się w chwili planowania trasy rejsu, potem są już tylko konsekwencje dobrego lub złego wyboru i … efektu choroby morskiej, którą najlepiej zwalczać imbirem!
Tags: Morze, kuchnia na jachcie