Rejs: Grecja – Cyklady. Wiele wysp, mnóstwo wrażeń, pyszne jedzenie.
Tym razem nowy autorski pomysł na trasę turystycznego rejsu Santorini – Ateny. Cel był jeden: spędzić jak najwięcej czasu na najbardziej oddalonych od lądu Cykladach. Po doświadczeniach z poprzednich rejsów nasze gusta są już wykształcone – oczekujemy wspaniałych krajobrazów, z dala od zgiełku wielkomiejskiego. Do tego oczywiście słońca, kąpieli w ciepłym morzu i pysznej greckiej kuchni, słowem urlopowej sielanki. Cyklady środkowe w tym Małe Cyklady to perła w całym archipelagu. To wymarzony akwen dla żeglarzy, którzy oprócz „jachtingu” pragną zaznać emocji związanych z silniejszym wiatrem.
Przybyliśmy do Aten w piątek po południu, tam zakwaterowaliśmy się w uprzednio zarezerwowanym hotelu. Tradycyjnie spacer, obiad w knajpie, a później „wieczorek zapoznawczy” (z tą załogą poznajemy się już 3-ci rok z rzędu, sic!). W sobotę rano płyniemy promem do Santorini. Sam transfer, choć trochę uciążliwy, wniósł pewne urozmaicenie w stosunku do standardowych rejsów i przez to traktowaliśmy go, jak dodatkową atrakcję. Trzeba przyznać, że poziom organizacji, dopracowanej do perfekcji logistyki Greków w zakresie transportu morskiego wewnątrz kraju, nie ma nic wspólnego z powszechnie znaną grecką opieszałością i powolnością. Wiele razy bylem świadkiem procedury cumowania wielkich promów, z towarzyszącą wymianą ludzi i towarów i wciąż nie mogę się nadziwić, ze całość nie przekracza 12minut!.
Podczas rejsu podróżowaliśmy wygodnym dużym jachtem Cyclades 50.5 (ok.15,6m długości i 4,9 szerokości). Konstrukcja renomowanej stoczni Beneteau, obszerna, z ciekawym rozkładem wewnątrz, dobrze wyposażona. Dodatkowo, jak się okazało, ponadstandardowo szybka: 8-9 węzłów kręciła bez problemów. Taka cecha jachtu daje skiperowi komfort podejmowania decyzji w zakresie zmian trasy, na przykład wymuszonych dłuższych postojów, związanych z pogodą lub innymi nieprzewidzianymi zdarzeniami. Tak było i w tym przypadku, gdy chcąc oszczędzić załodze „orania” pod wiatr 8 do 9B zdecydowałem o zmianie planu. Jednak początkowo opracowana trasa rejsu, pomimo jej korekt w trakcie, została całkowicie zrealizowana. Wszyscy byli bardzo zadowoleni i nie szczędzili pochwał na zakończenie. Odwiedziliśmy 10 wysp, często w rytmie dwóch dziennie. Ruszając wcześnie rano, zawijaliśmy około południa na pierwszą, gdzie szliśmy na spacer, zaliczaliśmy knajpkę i następnie płynęliśmy do kolejnej wyspy, gdzie nocowaliśmy. Do tego jeden pełny dzień poświęciliśmy na gruntowną eksplorację quadami wspaniałej wyspy Amorgos znanej głównie z kultowego filmu „Wielki Błękit”. Pomimo napiętego grafiku rejs był bardzo urozmaicony, a wrażenia nie do przecenienia.
Odwiedziliśmy w kolejności: Santorini, Anafi, Amorgos, Kuofonissi, Schinousa, Naxos, Paros, Sifnos, Serifos, Kea, zat. Souniou (pod świątynią Posejdona), Ateny – marina Kalamaki w Pireusie. Tak jak zakładaliśmy, największe wrażenie robiły na nas mniejsze wyspy. Urzekał wszechobecny spokój i cisza. Jednocześnie otaczały nas intensywne kolory dostarczając niecodziennych widoków potęgując naszą radość życia.
Jedną z podstawowych atrakcji rejsu była wspaniała kuchnia grecka. Dziś ceny w licznych restauracjach są stosunkowo niskie. Dodatkowo biesiadowanie w gronie załogi pozwala na testowanie wielu różnych potraw, nierzadko nowych, gdy zamawia się je do tzw. „wspólnego stołu”. Jedzenie jest zawsze świeże i dobrze podane. Kuchnia grecka nie jest może szczególnie wyrafinowana, ale bardzo nam odpowiadała przez to, że bazuje na serach, świeżych warzywach i owocach morza.
Grecja to wspaniale miejsce na rejs rodzinny, choć niekoniecznie z małymi dziećmi. Infrastruktura portowa jest w większości raczej surowa. Nowoczesnych marin jest nadal bardzo niewiele (dla mnie to zaleta). W większości to miejskie przystanie z betonowym nabrzeżem. Stajemy zwykle na kotwicy dziobowej rufą do brzegu. Czasami along side, choć raczej należy tego unikać ze względów bezpieczeństwa. Wyspy greckie są doskonale skomunikowane za pomocą licznych promów. Do każdej, nawet najmniejszej zaludnionej wyspy, co najmniej raz dziennie przypływa statek dostarczając niezbędne zaopatrzenie, jednocześnie przewożąc ludzi do pracy i z powrotem. Promy parkują często przy tych samych nabrzeżach, co inne jednostki, w tym nasza. Należy bezwzględnie brać to pod uwagę zabezpieczając jacht przed dużym falowaniem. Oczywiście wskazana jest obecność na jachcie podczas manewru promu, zwłaszcza w przypadkach, gdy odbywa się to bardzo blisko nas. Na prysznice w porcie nie należy liczyć. Za to nigdzie nie ma problemu z zatankowaniem wody, a często też paliwa. Powszechne są cysterny, które po telefonicznym wezwaniu podjeżdżają do jachtu na umówioną godzinę. Woda jest stosunkowo tania, a odległości miedzy wyspami na tyle małe, że można komfortowo korzystać z niej swobodnie na jachcie. Zwykle nie jest również problemem podłączenie jachtu do prądu, a ceny też nie powalają. Generalnie pod względem opłat, Grecja to obecnie najtańszy akwen. Możliwość cumowania w miejskich przystaniach ma tę zaletę, iż jesteśmy w samym centrum i mamy wszędzie blisko. Na małych wyspach nie ma problemu z hałasem, czy poczuciem bezpieczeństwa. Na większych warto brać już pod uwagę te względy, choć osobiście nie mam złych doświadczeń w temacie bezpieczeństwa.
Grecja „wyspiarska” nie przestaje nas urzekać. To wspaniale miejsce dla żeglarzy. Szczególnie z perspektywy jachtu jest wyjątkowo piękna. Mimo tego, że pływamy tu wspólnie z żoną, w gronie przyjaciół, już od ładnych paru lat, nie przestaje nas zachwycać. Świetnie się tu czujemy. Jeszcze nie raz powrócimy.