Kurs na jezioro Orzysz

Napisany przez Michał Kwiatkowski. Opublikowane w Wielkie jeziora inaczej, Śródlądzie

IMG_1794Jezioro Orzysz znajduje się niedaleko głównego szlaku Wielkich Jezior Mazurskich. Żeby na nie dotrzeć trzeba ze Śniardw przepłynąć na jezioro Tyrkło (bułka z masłem), a następnie pokonać ponad dziesięciokilometrową rzekę Orzyszę (to już wyzwanie). Czy jest to możliwe?

To była już moja druga próba wpłynięcia na jezioro Orzysz. Opis poprzednich przygód można znaleźć tutaj: http://www.mariway.pl/opis-szlakow-wielka-petla-mazurska/ Wtedy po około ośmiogodzinnej walce udało nam się dotrzeć aż do miasta Orzysz, gdzie zatrzymał nas niski poziom wody pod pierwszym mostem drogowym. W zasadzie mogliśmy próbować poprzenosić kamienie i jakoś przepchnąć łódki, lecz obawialiśmy się czy starczy nam czasu na resztę zaplanowanych atrakcji tamtego rejsu. Głównym „punktem programu” była przecież „Wielka Pętla Mazur”.

Tym razem cel określiliśmy jednoznacznie: wpływamy na jezioro Orzysz. Aby to zrobić należało do takiego rejsu właściwie się przygotować, od czego zacząć, o czym pamiętać?:

  1. Znaleźć odpowiedni jacht: na tego typu wyprawę optymalny jest Orion: 5,93 metra długości i 2,09 metra szerokości lub coś o podobnych gabarytach. Osoby przyzwyczajone do luksusów na współczesnych jachtach hotelowych mogą doznać szoku wchodząc na tak malutki jacht, gdzie w kabinie nie można się wyprostować a i siedzi się lekko zgarbionym. Jednak najważniejsza jest PRZYGODA, dla niej warto zapomnieć o luksusach. My naszego Oriona wypożyczyliśmy w Zdorach.
  2. Nie zapominać o poziomie wód: czyli zaplanować rejs w okresie od maja do początku lipca, gdy woda jest już w miarę ciepła (na pewno trzeba będzie do niej wchodzić i brodzić), i co najważniejsze jej stan jest odpowiednio wysoki. W ciągu wakacji poziom wód z reguły systematycznie spada i wtedy tego typu wyprawa może być niemożliwa. Przed samym rejsem można zadzwonić do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Giżycku, aby upewnić się co do poziomu wody.
  3. Zabrać odpowiedni sprzęt pomocniczy – nie żeglarski: my zabraliśmy piłę mechaniczną (gdyby trzeba było ciąć zwalone drzewa), dobre obuwie do chodzenia po dnie rzeki (żadne tam klapeczki typ Kubota), saperkę (żeby ewentualnie pogłębić dno rzeki). Przy niskim stanie wód polecałbym wzięcie folii, lub plandeki dzięki którym można sprawnie zbudować tamę aby podnieść nieco poziom rzeki i przepchnąć jacht pod mostami w Orzyszu.

IMG_1760Nasz rejs rozpoczął się 5 lipca. Wtedy to dotarliśmy do Zatoki Kwik (Wyszka) nad Śniardwami położonej blisko miejscowości Zdory. Niestety jacht nie był odpowiednio przygotowany do rejsu. Cóż, początek sezonu… Pomijając kilka mniejszych niedogodności, to prawdziwym zmartwieniem był dla nas niesprawny silnik. Pan zarzekał się, że w zeszłym sezonie chodził bez zarzutu: „panie, igła, lalka. Palił na dotyk„. Dobra fajnie, ale co robić? Zbliżała się godzina 19.00. Postanowiliśmy zostawić panu „zwłoki” silnika i wyruszyć na żaglach w kierunku Okartowa. Tam następnego dnia umówiliśmy się na dostarczenie sprawnego silnika. To był bardzo przyjemny i ciepły wieczór, choć zbierało się na burzę. Wiało nieźle, więc była szansa że bezpiecznie dotrzemy do Okartowa. Jednak w okolicach miejscowości Kwik, przed Nowymi Gutami, sytuacja zmieniła się na tyle, że uznaliśmy iż sensowniej będzie pozostać na noc „na dziko”. Dobiliśmy do brzegu i zjedliśmy pyszną kolację. Po niedługim czasie podziwialiśmy potęgę nadchodzącej burzy. Następnego dnia pogoda się popsuła. Zachmurzyło się i ochłodziło oraz zaczął wiać silny wiatr. Po herbatce wypłynęliśmy i szybko dotarliśmy do Okartowa, gdzie odebraliśmy od pana nowy silnik (faktycznie działał). Położyliśmy maszt i przechodząc pod mostami kolejowym i drogowym wpłynęliśmy na jezioro Tyrkło. Po kilkuset metrach dotarliśmy do ujścia rzeki Orzyszy. Tu tak na prawdę zaczynała się nasza przygoda.

IMG_1769Pierwszy jej odcinek Orzyszy przebiega przez las. Należało więc bardzo uważać na zwalone drzewa i gałęzie. Rzeka poza tym bardzo meandruje i wypłyca się, więc trzeba płynąć z mieczem i płetwą sterową prawie podniesionymi do końca, co nie ułatwia sterowania, choć miłośnicy driftu mogliby być usatysfakcjonowani. Na szczęście żadne ze zwalonych drzew nie zagradzało w całości rzeki, więc nie musieliśmy korzystać z piły mechanicznej, choć w dwóch przypadkach wydawało nam się, że będzie to konieczne. Jednak Orion to lekki jacht o małym zanurzeniu, więc udało się go przeciągnąć. Po około 3 – 4 kilometrach kończy się las i zaczynają pola. Niby fajnie, bo nie ma gałęzi i zwalonych drzew, ale za to zaczyna się prawdziwa zmora – roślinność podwodna, która okręca się wokół śruby silnika. Średnio co minutę, może dwie, trzeba było wyłączać motor i czyścić śrubę. Jest to wyjątkowo upierdliwe i męczące zajęcie. W zasadzie jest to największa przeszkoda na szlaku. We wsi Mikosze rzeka przecina drogę nr 16 która prowadzi w kierunku Orzysza i potem biegnie równolegle w stosunku do niej. O ile wcześniej wydawało się nam, że roślinności podwodnej było sporo, to teraz mieliśmy się przekonać co to znaczy zarośnięta rzeka. Masakra. No ale udało się i po kolejnych dwóch kilometrach dotarliśmy do miejscowości Orzysz, odkąd rzeka jest uregulowana. Niestety było też dość płytko, więc część trasy musieliśmy pokonać brodząc po dnie i pchając łódkę. Pod pierwszym mostem drogowym mieliśmy trochę kłopotów żeby przeciągnąć Oriona przez płycizny, ale udało się (to było najpłytsze miejsce na szlaku). Po pokonaniu odcinka płynącego przez miasto w zasadzie byliśmy u celu. To znaczy trzeba było jeszcze pokonać króciutki fragment jeziora Wierzbińskiego, następnie wąskim przesmykiem, pod bardzo niskim mostkiem wpłynęliśmy na jezioro Orzysz. Łódki wyższe od Oriona nie mają szans tu przejść (najniższe miejsce na szlaku). Pokonanie całej trasy z jeziora Tyrkło na jezioro Orzysz zajęło nam 5 godzin i 30 minut. Gdy wypłynęliśmy na jezioro Orzysz okazało się, że musimy schronić się gdzieś przed nadciągającą burzą. Znaleźliśmy więc miłą bindugę i jedząc obiad czekaliśmy na lepszą pogodę. Wieczorem żeglowaliśmy jeszcze trochę po części jeziora będącej blisko miejscowości Ameryka. Następnego dnia pogoda radykalnie się popsuła. Zaczął wiać bardzo silny wiatr i padało. Popłynęliśmy w stronę głównego rozlewiska jeziora Orzysz. Wiatr cały czas się wzmagał i żegluga, choć na samym foku i z wiatrem, zaczynała być nieprzyjemna.

IMG_1828Jezioro Orzysz jest bardzo piękne i wyjątkowo urozmaicone. Jest tu wiele wysepek i mnóstwo zatoczek do odwiedzenia. Po zwiedzeniu części z nich popłynęliśmy z wiatrem w stronę wsi Skomack Wielki, a więc do najdalej na wschód wysuniętej części jeziora. Tam zjedliśmy obiad i po regeneracyjnej drzemce postanowiliśmy płynąć z powrotem w stronę wysp, aby gdzieś tam znaleźć miejsce na nocleg. Żegluga pod wiatr na żaglach była niemożliwa, więc popłynęliśmy na silniku. W zasadzie żegluga na silniku też nie była możliwa. Wiatr był na tyle potężny, że nad powierzchnią wody unosiła się mgiełka, a łódka bardzo dryfowała i nie można było utrzymać zadanego kierunku. Postanowiliśmy więc przeczekać. Późnym wieczorem ruszyliśmy dalej. Przenocowaliśmy w pięknej zatoce obok leśniczówki Rząśniki. Następny dzień był słoneczny lecz również bardzo wietrzny. Udało nam się jednak postawić „szmaty” i ruszyć w kierunku miejscowości Orzysz. Przeprawa Orzyszą w kierunku Tyrkła była tym razem prostsza i szybsza (bo z nurtem rzeki). Całość zajęła nam niespełna 3 godziny. Noc spędziliśmy na północy Tyrkła, skąd następnego dnia rozpoczęliśmy ostatni dzień przygody. Prognoza pogody nie była zbyt pomyślna, istniało ryzyko, że nie uda nam się pokonać Śniardw. I rzeczywiście. Wpłynęliśmy na największe polskie jezioro i po opuszczeniu Zatoki Okartowskiej zdecydowaliśmy się zawrócić. Wiało potwornie z zachodu, więc grzywiaste fale przekraczały 1,5 metra. Wróciliśmy do Okartowa i poszliśmy do smażalni na zupę rybną. Około 14.00 wiatr miał cichnąć i zmienić kierunek na bardziej z północny. Mieliśmy więc sporo czasu. Prognoza na szczęście sprawdziła się i druga próba pokonania Śniardw zakończyła się powodzeniem. Fale cały czas były ogromne, ale już nie aż tak bardzo jak rano. Niemniej jednak zanim dopłynęliśmy do zatoki Kwik przy Zdorach, gdzie musieliśmy oddać jacht, porządnie nas wytrzęsło.

Trasa naszego rejsuObraz1

Rejs był wyjątkowo udany. Szczerze polecamy naszą trasę wszystkim tym, którzy chcieliby przeżyć żeglarską przygodę w stylu survivalowym i odkryć nowe szlaki. Zaznaczamy jednak, że jest to raczej męska zabawa, paniom chyba nie będzie się to podobało.

Be Sociable, Share!

Tags: